Jump to content

Topielec

From Wikipedia, the free encyclopedia

Utopiec (plural Utopce), Vodník or Topnik is a name applied to Slavic spirits of water. The utopce are spirits of human souls that died drowning, residing in the element of their own demise.[1] They are responsible for sucking people into swamps and lakes as well as killing the animals standing near the still waters.

Slavonic water spirits of the drowned dead remained a popular element of rural Polish folklore at the turn of the 19th and 20th century, as shown by Władysław Reymont in his Nobel Prize-winning novel Chłopi (The Peasants). Its story takes place during the 1880s in Congress Poland and follows the everyday life of the peasantry in a typical Polish village. In the tenth chapter of book two, some of the characters gather together to exchange stories and legends, in one of which the topielica (feminine form of topielec) is mentioned.[2]

A more recent example of the utopiec in Polish popular culture is the comic book series Lil and Put, where the two titular characters are constantly at odds with an Utopiec living in a pond next to their village. He is never directly seen and possesses magical powers.

Utopiec is the official Polish translation of the Drowned, a monster and hostile entity from the video game Minecraft.

See also

[edit]

References

[edit]
  1. ^ Bugiel, Włodzimierz (1902). "LA DÉMONOLOGIE DU PEUPLE POLONAIS" ["Demonology of the Polish people"]. Revue de l'histoire des religions (in French). 45: 168. ISSN 0035-1423. JSTOR 23661828. Retrieved 1 April 2023.
  2. ^ Reymont, Władysław (1904). "Book II: Chapter 10". Chłopi. Warszawa: Gebethner i Wolff. Jedna co rzekła, po tej druga, to i trzeciej się przypomniało, i czwartej, a każda co nowego niesła, że snuły się one gadki jako te nici z kądzieli, jako ta miesięczna poświata, grająca farbami na poślepłych, pomarłych wodach, przytajonych w borach - to o topielicy przychodzącej nocami karmić głodne dzieciątko, o upiorach, którym musiano w trumnach serca przebijać osikowymi kołkami, by z ludzi krwi nie wypijały, o południcach duszących po miedzach, o drzewach gadających, o wilkołakach, o zjawach strasznych północnych godzin, strachach, wisielcach, o czarownicach i pokutujących duszach, i o takich dziwnych, przerażających rzeczach, od których słuchania włosy się podnosiły, serca zamierały z trwogi, zimny dreszcz przenikał wszystkich, że milkli naraz oglądając się trwożnie, nasłuchując, bo się wydawało, iż coś chodzi po pułapie, że cosik czai się za oknami, że przez szyby krwawią się jakieś ślepia i w ciemnych kątach kłębią się nierozpoznane cienie... aż niejedna żegnała się prędko, pacierz trzepiąc w cichości dzwoniącymi zębami... ale to rychło przechodziło jak cień, gdy chmurka słońce nakryje, że potem nie wiada nawet, czy był... i znowu powiadali, przędli a motali dalej one gadki nieskończone, którym sam Rocho pilnie się przysłuchiwał i nową historię rzekł o koniu...